piątek, 10 lutego 2012

(Nie)prowincjonalna rzeczywistość.

"Istnieją w niektórych miastach prowincjonalnych domy, których widok rodzi melancholię, podobną tej, jaką budzą najposępniejsze klasztory, najbardziej jednostajne stepy lub najsmutniejsze ruiny. ”
— "Eugenia Grandet" (pierwsze zdanie powieści), H. Balzac, tłum. T. Boy-Żeleński

I rzeczywiście istnieją.  Dziś nie tylko w miastach prowincjonalnych. Wszędzie. Są domy i bloki posępne. Budzące zamyślenie, melancholię i coś w rodzaju niechęci. 

Ile razy przechodziłam w tamtym roku w drodze na uczelnie obok takiego bloku; to była tylna jego część. Prawie zawsze słyszałam kłótnie,  dobiegające nieraz z kilku mieszkań jednocześnie. Przy dodatkowym widoku tych odrapanych ścian, leżących na ziemi klusek, innych resztek jedzenia, czasem i garnków; stojących nieraz na małych balkonach smutnych dzieci, patrzących na mnie ukradkiem (wyszły tam zapewne po to, żeby nie słyszeć kłótni, nie uczestniczyć), naprawdę potrafiło zniechęcić i wprawić w pewien rodzaj melancholii. Zwłaszcza, jeśli ma się w sobie pewien rodzaj wrażliwości.

Dziś jestem szalenie niekomunikatywna, to się też zapewne objawia w moich słowach, ale tak mnie naszło.

15 komentarzy:

  1. Zwłaszcza Bytom jest taki. Tam w tej chwili w samym centrum masę starych domów się rozpada, jest opuszczonych. Robi to dziwne wrażenie bo nowoczesne budynki sąsiadują z pół ruinami, z sypiącym się tynkiem powyłamywanymi oknami po których hula wiatr.
    Dziwne wrażenie robi też Nikiszowiec w Katowicach z przedwojenną pokopalnianą architekturą i starymi familokami zamykającymi szare podwórka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne - wiesz, to słowo to za mało, ale nie da się chyba odszukać lepszego.

      Usuń
    2. Fakt ciężko znaleźć odpowiednie słowo. Ale dużo takich miejsc jest. W Sosnowcu też, ale chyba najwięcej w starych śląskich miastach - Załęże w Katowicach, cześć Rudy Ślaskiej, niektóre dzielnice Zabrza itp. mógłbym bez końca wymieniać bo większość tych miejsc znam z wycieczek na rowerze.

      na przykład: Stara nieczynna kilkanaście kopalnia - kilkaset metrów od mojego domu:
      http://czeladz.org.pl/index.php?strony=galeria&gal=13

      Usuń
    3. Każde miasto ma własne. A każdy budynek ma historię... Te opuszczone nieraz naprawdę mroczne.

      Usuń
  2. Pamiętam taki dom. Przez wiele lat mijałem go codziennie, bo obok znajdował się przystanek z którego wracałem z liceum do domu. Stara rudera, niezamieszkana od lat, pusta. Jej dziwność podnosił fakt, że stała samotnie w otoczeniu bloków. Miał ów dom swój urok: świadectwem był innej natury mojego miasta, innej przeszłości i korzeni, które gdzieś powoli giną. Parę lat temu go zburzono, na szczęście udało mi się go zapamiętać zdjęciem (http://www.flickr.com/photos/49924834@N07/4584241138/).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten widok, ten dom, z tymi blokami, z reklamą w tle wygląda... I nie umiem dobrać słowa (co mi się ostatnio stosunkowo często zdarza).

      Usuń
    2. Zwykłem mówić, że "bezczelnie anachronicznie", ale to oczywistość i banał.

      Usuń
    3. Ten kontrast bije po oczach. Jak dla mnie.

      Usuń
    4. Zdecydowanie. Bił. Szkoda, że już nie bije. Choć mamy jeszcze osiedle domów drewnianych w otoczeniu blokowisk. Muszę kiedyś tam się wybrać.

      Usuń
  3. Szkoda tylko, że często nikt tych mrocznych historii nie spisuje, a wtedy umierają wraz z ludźmi którzy je znali :(
    Tylko pisane słowo jest potężniejsze od śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się boją spisywać? Albo uważają za nieistotne?

      Usuń
  4. Chyba bardziej uważają za nieistotne. O ile jeszcze w dużych miastach typu Kraków, Wrocław, itp często się to spisuje, to im mniejsze tym z tym gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślcie o tych, którzy te historie mieliby spisywać. Kraków, Wrocław, Warszawa mają istniejąca i osiadłą tu od dziesięcioleci, jak nie stuleci, tkankę ludzką - związaną z miastem, jakoś z nim połączoną. Sam żyję w mieście małym, prowincjonalnym (nie w negatywnym sensie), wypełnionym ludnością napływową (sam nią jestem). Miasto to nie ma zapisu, nie ma notatek, choć ma mury i przeszłość, które proszą się o spisanie. Ale by zrobić to dobrze trzeba albo mieć za sobą przodków, którzy w tych murach umierali, albo kogoś kto swoim talentem i dociekliwością zakocha się w nim.

      Usuń
  5. Ale to nie tylko kwestia napływowi, a bardziej czasem przetrwania źródeł i pewnego przyzwyczajenia do spisywania historii miejsc jakie istnieje w dużych, stołecznych miastach. Np. Wrocław to ludność głównie napływowa, a ostatnimi laty, jak minęły antyniemieckie resentymenty robi się w tym kierunku bardzo dużo.
    A takie moje nie za duże miasteczko. Ja tu mieszkam od 3 pokoleń, a znam ludzi co od 4, 5, 6 ale co z tego jak historia jest rzadko spisywana, a źródeł starych nie ma. Miasto niby ma miejskie prawa od XII wieku tylko że w czasie rozbiorów a cześć wcześniej, zaginęły wszystkie archiwa i dawniejsza historia tych miejsc nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że przyzwyczajenie do spisywania historii, o którym mówisz, jest pochodną m.in. zasiedzenia mieszkańców (choć dopuszczam również możliwość odwrotną). Nowi zwykle nie mają chęci szperać, szukać, odkrywać.
      Choć bywają i wyjątki. Np. ostatnio czytałem "Miedziankę" Springera. To doskonały dowód (choć ogólna wymowa książki tyczy się czego innego, ale potraktuję to literalnie), jak ktoś z zewnątrz potrafi odszukać i zrekonstruować historię nie-swojego miejsca. I nie miejsca w postaci dużej osady, ale mniejszej wsi, miasteczka, które pewnie też takiej dokumentacji nie posiada.

      Usuń