poniedziałek, 30 stycznia 2012

Postaci liryczne.

Uwielbiam wymyślać podmioty liryczne, które kompletnie nie są mną, albo są mną za bardzo. Wybór nie należy do mnie, a do czytelnika. Nie odsłaniać się, a budować zagadkę, poprzez niedopowiedzenia i półsłówka. Czasem niedowymyślone rzeczy wyrzucać za siebie. Wyrażać uczucia znane zbyt dobrze i zupełnie jeszcze nie poznane. Zastanawiać się nad tym, czym się jest i czym się mogło być, gdyby nie zbiegi okoliczności i ucieczki. Nie zastanawiać się czasem i spisywać, jaką postać podyktowały mi myśli i sprawdzać czy mogłaby przeżyć normalne uczucia, nienormalne i  przeżyć choć jeden dzień w normalnych warunkach. Budować poprzez opisy pośrednie, bezpośrednie. Kreować dialogi na tematy życiowe i zupełnie wyimaginowane.

Długi, dziwny dzień.

„Zwyczajne ziemskie szczęście, zaspokojenie pragnień, stające się udziałem olbrzymiej masy istot ludzkich — uwarunkowane ładem, prawem, nabożnością oraz wymogami obyczajów — jest ograniczone i niepełne, ze wszystkich stron ścieśnione zakazami i nieuniknioną rezygnacją. Losem istot jest poprzestawanie tylko na niezbędnym, niedostatek oraz wyrzeczenie. Nasze pragnienia nie mają żadnych granic, natomiast ich spełnienie jest ograniczone ściśle.”
Tomasz Mann – „Ostatnie nowele” , tłum. Walentyna Kwaśniakowa,  wyd. Czytelnik, 1958, s. 115-116.

niedziela, 29 stycznia 2012

Syndrom zapętlonej piosenki.


Syndrom często zakłócający rytm dnia, tygodnia, bo przecież jedna piosenka w głowie przez długi okres czasu może nieco nużyć, a najukochańsza stać się najbardziej irytującą.  To zresztą nie tylko samo granie w głowie, ale puszczanie bez przerwy w odtwarzaczu.

Ciekawe jest to, że najczęściej syndrom się powtarza co do niektórych piosenek, przynajmniej ja tak mam; nie wiem, jak reszta. Ułożyłam sobie TOP 5 takich utworów, które regularnie przychodzą mi na myśl. Albo przy okazji jakichś okoliczności, albo same z siebie. Gdzieś się słowo przypomni… Ktoś ją puści w radio. Cokolwiek.

Przestawiam więc zupełnie subiektywną listę utworów mocno zapętlonych.

1.      Myslovitz – Przypadek Hermana Rotha.
2.      PJ Harvey  - The mess we’re in
3.      Placebo – Every you every me
4.      Świetliki – Elektra
5.      Afro Kolektyw – Wiążę sobie krawat.


I na dziś jeszcze jeden wniosek: trzeba by było nauczyć się w końcu ściągać...

sobota, 28 stycznia 2012

Niech ginie puch i plusz / niech żyje chrom i stal [Afro Kolektyw]


Kiedy słucham muzyki, to sporą wagę przyjmuję do słów, które ją wypełniają. Nie muszą współgrać z moim obecnym nastrojem, choć najczęściej go odzwierciedlają. Ale muszą mieć to coś.

Od paru dni chodzi za mną Afro Kolektyw – wczoraj w Offensywie też nieco było na temat ich twórczości  (jak gdyby w odpowiedzi na to, co za mną chodzi o czego chciałam się dowiedzieć).

Dziś od rana utwór „Wiążę sobie krawat”.



Jeśli ktoś nie zna, niechaj słucha.  I słowa wyłapuje, tutaj wyjątkowo umiejętnie dopracowane i dobrane. Ma w sobie to coś. Trąci oksymoronem ogólnym - ta melodia wyliczanki przy refrenie, który jest prawdziwy i nie przystaje do dziecięcej wyliczanki. To jest chyba to, co sprawia, że "Wiążę sobie krawat" pasuje do syndromu zapętlonej piosenki.


Polecam też inne ich utworki, chociaż nie wszystkie ich teksty mnie urzekają.  

Reaktywacja - nie pytajcie, co było pomiędzy i dlaczego. Po prostu znów zaczynam pisać o literaturze i pochodnych.

K.I. Gałczyński - postać dla mnie ważna od podstawówki, tutaj obdarta z mitów, przesądzeń i tego, co się po prostu powszechnie o nim wiedziało... O miłości, ale nie tylko... Polecam do obejrzenia, zerknęłam parę dni temu na to i do tej pory chodzi mi po głowie.

P.S Dziękuje Marcie M. za natchnienie, by reaktywować to ważne dla mnie miejsce.