sobota, 4 lutego 2012

Przekładaniec.

"A cóż dopiero, gdy tłumacz waży się też wystąpić w roli krytyka i otwarcie kwestionować wartość cudzych przekładów?" - Barańczak, "Mały, lecz maksymalistyczny manifest translatologiczny"

Zaczęły mi się ferie, więc więcej czasu na myślenie i szukanie dziury w całym podczas czytania. Także zrobię krok dalej, niż Barańczak.

A cóż dopiero, gdy czytelnik wazy się wystąpić w roli krytyka i otwarcie kwestionować wartość cudzych przekładów? Zwłaszcza, gdy nie zna oryginału ani języka?

Gdy tylko widzi, że zdania są szalenie niezręczne, gdy słowa nie pasują do kontekstu, gdy po prostu kiepsko się czyta, a wie się, że inne popełnione przez pisarza rzeczy są inne? Bezsensowne są zarzuty, zwłaszcza, gdy drugi, konkurencyjny, przekład nie istnieje. Ale czuje się niedosyt, że wie się, że można było jeszcze głębiej wniknąć  w powieść, wiersz, że coś uleciało między słowami. Od razu się nieraz przecież czuje, gdy się czyta jakiś fragment, że to było tłumaczone. To przykre, ale... Co zrobić, co poradzić. Ponarzekać można. A czasem nie można, no bo jest zarzut, "sama przetłumacz lepiej".

Ten cytat odnosił się do manifestu, który odnosił się do tłumaczenia wierszy, ale myślę, że spokojnie też może się odnosić do książek. Przecież równie dobrze można skrzywdzić książkę, co wiersz.

Grunt jednak, że jakiekolwiek przekłady danego autora są. Można poznać inne światy...

3 komentarze:

  1. Chyba zawsze lepiej czytać coś w oryginale. A w przekładzie to tylko dlatego że się tego oryginału nie umie. Ale ponieważ trudno znać wsztskie języki to przekłady tak czy owak są bardzo potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przykro widzieć błędy nie tyle w tłumaczeniu, co po prostu w formie języka polskiego... Tak, to może być w roboczych wersjach, albo pracach domowych na studiach, ale nie w książkach. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne w tym zakresie to błędów być nie powinno :)

    OdpowiedzUsuń