niedziela, 27 maja 2012

Pokolenie reklamy.


Po kolejnej lekturze, a w zasadzie odświeżeniu sobie książki Wiktora Pielewina "Generation P" nie mogę nie napisać o tym paru słów. To nie tylko obraz przemian mentalnych, kulturowych w Rosji po rozpadzie ZSRR, ale przede wszystkim studium praw, którymi rządzi się szerokopojęty świat reklamy. Kiedy czyta się te książkę, patrząc oczywiście na wszystko z przymróżeniem oka, widzi się, jaki bardzo oparte wszystko jest na manipulacji człowiekiem. Ponieważ sama trochę siedzę w tym, tym bardziej to wszystko jest zdumiewające. Uświadomienie sobie dogłębnie, że wszystko obraca się na zyskach, pieniądzach - przynajmniej u mnie - sprawia, że się odechciewa. Chce się w życiu wierzyć, że cokolwiek opiera się na jakichś wyższych ideach. Nie ma co tego wymagać w reklamie, sprawach PR, ale... Dla osób takich, jak ja, które są w dużej mierze właśnie idealistami, to trochę dobijający obraz. To samo tyczy się polityki. W tej sferze to tym bardziej bolesne, bo polityka powinna opierać się na tym, żeby ludziom było lepiej, nie na międzynarodowych układach, które w życie szarego człowieka nic nie wnoszą. Idealizm być może jest infantylny. Wydaje mi się jednak, że to nie jest powód, by stać się okropnym, bezwzględnym pragmatykiem, człowiekiem wyrachowanym i nastawionym na zysk. Trzeba sobie jednak wtedy uświadomić, że nie osiągnie się czegokolwiek w takim świecie, który nie ceni wartości jakichkolwiek. Nie osiągnie się niczego, oprócz szczerego i uczciwego spojrzenia sobie w oczy w lustrze rano, po przebudzeniu.

Nie jest to może refleksja mądra, ale trzeba sobie jakoś racjonalizować własny sposób życia. Wszystko i tak nie jest takie piękne i oczywiste, nie jest zawsze determinowane chęciami i ideałami, bo wszystko i tak zostanie zweryfikowane wydarzeniami, na które często się nie ma wpływu, bo czynniki zewnetrzne na to nie pozwalają. Pozostaje zamknąć się w swoim świecie, mieć jakieś poczucie własnej wartości, nie przejmować się tym, że reszta być może i najprawdopodobniej tego nie doceni. I nie do wszystkich, nie do większości elementów tego świata się pasuje, ma się swoje własne puzzle i trzeba próbować je układać.

Ciężka i trudna refleksja jak na początek niedzieli, pisana na cudzym laptopie, bo mój w naprawie i niekoniecznie szybko go odzyskam, a to dopiero początek dnia, który czuję, że będzie przesycony innymi słowami, które już zapiszę na innym blogu, bo ten służy mi do innych celów.

czwartek, 17 maja 2012

Moskwa alkoholowa.

"Moskwa-Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa to książka, która jest alkoholową drogą krzyżową, z etapami, przemyśleniami obmytymi co prawda alkoholem, ale jednak to nie wyklucza trafności wielu z nich. Skoro droga, to pociąg. Jest tak wiele książek z motywem pociągowej podróży, że może się wydawać, że to już zużyty temat. Ale w tym przypadku jak najbardziej nie. Intertekstualność tych wszystkich przemyśleń jest niesamowicie wyeksponowana. Bardzo polecam tę książkę.

Tak, to nie jest bardzo szeroka recenzja, jak wszystkie moje. Ale ostatnio jestem do góry nogami. I świat też powoli.

P.S Zawsze mi zmieniało wszędzie te Pietuszki na Pietruszki, jak o tym pisałam, i tak mi się to zakodowało. 

piątek, 20 kwietnia 2012

Piątkowanie.


Jako, że jest piątek, do tego znów urodziny w trójkowym klimacie (trzydziestolecie LP3), postanowiłam napisać parę słów. W sumie wiedziałam, że nigdy nie będę bloga prowadzić jakoś bardzo regularnie, bo po prostu nie mam tego nawyku. Do tego w ostatnim czasie w moim życiu dużo się dzieje, dużo piszę, dużo książek, poezji, słów i nie mam czasu nawet na porządne zachwycenie się i wyrażenie tutaj tego.

Ostatnio przede wszystkim znajduję się w kręgu słowa poetyckiego. Uściślając: Świetlickiego dużo czytam, odkąd w ogóle mam ten jego zbiorczy tom wierszy, to czytam o wiele więcej, niż miałam dostęp tylko w Internecie do tej poezji. To jest jeszcze jeden argument za kupowaniem tomików poezji. Ale nie o tym chciałam pisać.

Ostatnio kupiłam książkę „Mistrz Świata. Szkice o twórczości Marcina Świetlickiego”. Wiadomo, że każdy poważny poeta ma swoje opracowania, ale jakoś zawsze trudno było mi wyobrazić sobie jakieś poważniejsze analizy na temat właśnie jego poezji. Nie dlatego, że nie jest ważna, tylko wydaje mi się na tyle bliska, że rozdrabnianie jej na czynniki pierwsze mogłoby spowodować nadinterpretację. Tak jest oczywiście zawsze w przypadku jakiejkolwiek analizy, ale z jakiegoś dziwnego powodu tutaj mi się to wydało szczególnie ryzykowne. Ale jednak czytanie tych szkiców jest bardzo odkrywcze momentami, momentami jedynie unaocznia to, co czuło się od dawna, jeszcze innym razem się zupełnie nie zgadzam z tym, co jest napisane. Bo tak jest z interpretacją poezji (mam takie wrażenie).
Lecz czasem najlepiej ułożyć własny tekst krytyczny, własny klucz do świata danego autora, ale przy tym pamiętać, że może być błędny i nie upierać się przy nim tak bardzo.  Odbierać po swojemu i już. Każdy ma to piękne prawo.


piątek, 30 marca 2012

LP3. Trójkowe urodziny.

Miałam dziś był poza domem cały dzień, ale bardzo cieszę się, że mogłam wrócić na wieczór.  W przeciwieństwie do całej masy ludzi, lubię piątkowe wieczory spędzać w domu, słuchając - tak - LP3. Lista Przebojów Trójki to mój swoisty piątkowy rytuał. Tak, jak głosowanie na nią, najczęściej w niedzielny wieczór. Lubię poświęcić trochę czasu na wybranie utworów nieoczywistych, odkrywanie nowości... To daje mi wiele radość i satysfakcji. Co jeden nowy utwór, który uruchamia ciarki na plecach, to spokój, że dobra muzyka ma się dobrze. Moje ostatnie odkrycie (choć wcale nie nowość) -  Julia Marcell (zwłaszcza jej "Echo" - polski refren naprawdę daje radę).

Dlaczego dziś o tym piszę?

Kto lubi i słucha na co dzień Trójki, to dobrze wie, że obchodzi ona swoje pięćdziesięciolecie. Dziś z tej okazji będzie Lista specjalnie z Teatru Syrena w Warszawie. Pomyślałam, że z okazji urodzin mogę napisać o moim ulubionym radiu parę słów.

W sumie nieprzerwanie słucham Trójki od jakiegoś 2000 roku, wprowadzając poranne zwyczaje włączania właśnie tej stacji, żeby potem, gdy nie można, czuć się bez tego jak bez ręki. Teraz już trudniej mi się uzależnić od czegokolwiek, rankami nieraz nie mam czasu posłuchać porannej audycji, ale nic nie zastąpi piątku z listą, sobotniego wieczoru z MO i poniedziałkowego budzika o 4 rano.